Świat w którym nie masz nic.

Od pewnego czasu obserwuję z niepokojem trend zmierzający do pozbawienia człowieka wszelkich narzędzi. Najwyraźniej widać to w świecie oprogramowania. Zaczęło się to może wcześniej i gdzie indziej, ale ja pamiętam doskonale moment w którym dowiedziałem się, że fotoszop będzie do wynajęcia za miesięczne fee. Wzbudziło to u mnie mieszane uczucia. Z jednej strony, pakiet adobi jest dość drogi więc korzystanie z niego wtedy, kiedy jest potrzebny za ułamek ceny wydaje się kuszącą propozycją. Pamiętam nawet euforię niektórych moich kolegów z „branży” – zawsze najnowsza wersja, opłata wliczona w koszty działalności firmy! Jest jednak małe „ale”. Każdy wytwórca czegokolwiek, który zgromadzi potrzebne narzędzia może po prostu produkować i sprzedawać. Jeśli będzie popyt na jego produkt, koszt narzędzi zwróci się po jakimś czasie a jak będzie dobrze szło to może się zdecydować na zakup czegoś lepszego, bardziej nowoczesnego i wydajnego. Jeśli będzie go stać. Ale weźmy na przykład artystę, który tworzy dzieła z czystej potrzeby tworzenia. Jedne się sprzedają lepiej, inne gorzej, jeszcze inne wcale. Postawienie go w sytuacji w której musi najpierw zapłacić za wynajęcie narzędzi powoduje zahamowanie spontanicznej twórczości. Musi najpierw mieć nabywcę a dopiero potem tworzyć. W skali globalnej oznacza to, że każdy przejaw twórczości będzie jeszcze bardziej jak teraz zależny od wykreowanych trendów, od popytu.

Informatyka wkroczyła w każdą dziedzinę życia dlatego z łatwością mogę sobie wyobrazić zmuszenie ludzi do płacenia abonamentu za wszystko. Wszystko stanie się usługą a nie towarem. Usługi nie można odsprzedać więc zniknie cały rynek taniego „second hand”.
AGD, samochody, sprzęt medyczny, wszystkie maszyny staną się bez zapłacenia abonamentu za oprogramowanie bezużyteczną kupą złomu a to prowadzi do totalnej kontroli. Tym bardziej, że stopniowo z naszego życia eliminowana jest gotówka jako środek płatniczy. Będziemy skazani na wirtualne pieniądze w wirtualnych bankach którym będziemy płacić abonament za zarządzanie naszymi środkami. W takim świecie niepokornym wystarczy zakręcić kurek aby wyeliminować ich ze społeczeństwa. Stwierdzenie „z czegoś trzeba płacić rachunki” nabiera całkiem nowego wymiaru.

Do napisania tego tekstu sprowokowała mnie następująca sytuacja: mój komputer sam się zaktualizował …i dobrze, sam pozwoliłem na automatyczne aktualizacje ze względów bezpieczeństwa. Problem jednak w tym, że automatycznie przestała mi działać połowa moich wirtualnych instrumentów do tworzenia muzyki. Powód? Komputer już nie jest ten sam i instrumenty stwierdziły, że to nie jest ich właściciel. To trochę tak, jakby pianista wrócił do domu po zaliczeniu egzaminu z harmonii a jego fortepian odmówił współpracy bo pianista stał się innym (zupgradeowanym)  człowiekiem …obcym. Tylko rodzi się pytanie: kto jest właścicielem kupionych legalnie instrumentów? Ja, czy mój komputer?
Jest jeszcze gorzej. Dzisiaj dotarło do mnie, że nie jestem nawet właścicielem mojego komputera (rozumianego jako działająca całość: hardware + software). Żyłem w przekonaniu, że system operacyjny jest namacalnym produktem, który kupiłem i mogę używać. Oczywiście mam świadomość, że chodzi tu o licencję w świetle praw autorskich. Jest jednak różnica pomiędzy licencją a abonamentem. A wygląda na to, że Microsoft szykuje nas na model abonamentowy. Wnioskuję to po komunikacie, który dzisiaj pojawił się na moim monitorze. Po raz pierwszy spotkałem się z określeniem „usługa” w stosunku do Windows …może coś przeoczyłem? Zawsze myślałem, że to system operacyjny a ja zapłaciłem za licencję na jego używanie! Zobaczymy jak sprawy się potoczą, ale dla mnie taki komunikat śmierdzi. Myślę, że w niedługim czasie do abonamentu RTV, telefonów, Internetów, Netflixa, Spotify i innych trzeba będzie doliczyć abonament za Windows.

Obym był złym prorokiem. Swoją drogą …aż się boję restartować!